Dziś coś bardzo prostego, a mianowicie deska do krojenia. Nigdy nie myślałam o zdobieniu desek, ale skoro wpadła mi w ręce, to oprzeć się nie mogłam. Zwłaszcza, że kosztowała... 2,99zł! Tak! Zakupiłam ją w sklepie typu "Wszystko po piątaka". Bardzo rzadko bywam w takich sklepach, gdyż jestem przeciwniczką chińskiego badziewia. Czasem jednak komuś towarzyszę. Lubię pooglądać, co ci Chińczycy nowego wyprodukowali. Tym razem, ku memu zdziwieniu, okazało się, że można tam dostać także produkty polskie. Poniższa deska do nich należy. Dlatego wzięłam ją z czystym sumieniem. Zwłaszcza, że to kawał solidnego drewna, ładnie przycięty, bez zadziorów, dziur czy krzywizn. W porównaniu z tym, co widywałam w "chińskich centrach handlowych", w których byłam może ze 4 razy w życiu (nie mogę znieść tego "zapachu"- po każdej wizycie oczy mnie szczypały, aż strach pomyśleć co to za świństwo i jaki ma wpływ na pracujące tam, nieraz i po 10 godzin, osoby), to dzieło sztuki rzemieślniczej :)
Deska jest dość mała, dzięki czemu nie będzie elementem przytłaczającym wystrój kuchni. Napis wykonałam za pomocą rozpuszczalnika Nitro. Pierwszy raz używałam go na malowanym drewnie. Wyszło nieźle. Na pewno efekt widać szybciej, niż przy użyciu medium typu Mod Podge. Ale łatwiej o rozmazanie. Do napisów pewnie nieraz jeszcze użyję rozpuszczalnika, ale nie wyobrażam sobie, by w ten sposób próbować przenosić np. zdjęcia.
A tu dwie kolejne deski, czekające na mój twórczy amok :) Ta z uchwytem to już taka droższa była. 5,99 całe musiałam zapłacić.
Szaba